Sezon 2023/24 zapowiadał się niezwykle atrakcyjnie na najwyższym szczeblu rozgrywek w województwie zachodniopomorskim. Wydarzenia z rundy jesiennej potwierdziły przypuszczenia. Nie brakowało emocji i sensacyjnych rozstrzygnięć.
Przedsezonowe przewidywania były jasne. Walka o awans do trzeciej ligi rozegra się między dwoma zespołami: Gwardią Koszalin i Kluczevią Stargard. Podstawą takich przypuszczeń były nie tylko wyniki, ale także siła obu zespołów. Kluczevia sprowadziła kilku doświadczonych ligowców, którzy przez ostatnie lata z powodzeniem występowali nie tylko w trzeciej lidze. Zespół ze Stargardu już w ubiegłym sezonie był o krok od awansu. Głównym faworytem była jednak Gwardia Koszalin, która wzmocniła się jeszcze solidniej. Zespół zakontraktował kilku zawodników z pierwszej i drugiej ligi, a także króla strzelców czwartej ligi z poprzedniego sezonu – Adriana Cybule.
Gdzie dwóch się bije tam trzeci…
Po pierwszych kolejkach wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem. Gwardia po kolei rozbijała kolejnych przeciwników, aplikując im po kilka bramek i wygodnie zajmując pozycję lidera. Kroku dotrzymywał im tylko lokalny rywal – Bałtyk Koszalin, który także wygrywał mecz za meczem i udowadniał, że mimo odmłodzenia kadry, wciąż jest w wysokiej dyspozycji.
Tymczasem Kluczevia Stargard zaliczyła wpadkę już w trzeciej kolejce, kiedy niespodziewanie przegrała wyjazdowy mecz z beniaminkiem - Unią Dolice. Ważny był więc bezpośredni pojedynek pomiędzy dwójką faworytów. Spotkanie Kluczevii z Gwardią zakończyło się remisem i od ósmej kolejki nowym liderem został Bałtyk Koszalin, który kroczył ścieżką zwycięstw aż do derbów Koszalina (po drodze pokonując też Wybrzeże Rewalskie Rewal). Rozegrane w dziesiątej kolejce derby zakończyły się zwycięstwem Gwardii, która tym samym wróciła na pozycję lidera. Wydawało się, że wszystko wraca do normy, jednak kolejna zmiana lidera miała miejsce już tydzień później.
Wybrzeże Rewalskie Rewal wygrało z Gwardią w Koszalinie i dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu wyprzedziło także Bałtyk, wskakując na pozycję lidera, której nie oddało już do końca rundy jesiennej. Beniaminek z poprzedniego sezonu pokonał szesnastu rywali, przegrywając tylko wyjazdowy mecz z Bałtykiem. Drużyna znad morza pogodziła faworytów, bo mimo silnej kadry, przed sezonem była widziana gdzieś za plecami trójki: Gwardia, Kluczevia, Bałtyk.
- Cieszymy się bardzo z tego sukcesu, to ogromna zasługa naszych zawodników, którzy oddają serce klubowi na boisku i poza nim. To też efekt długotrwałej pracy opartej na dużym zaufaniu zarządu klubu. To jednak dopiero półmetek sezonu i do drugiej rundy podchodzimy z pokorą, bo na pewno będzie dla nas trudna – ocenia Krzysztof Sobieszczuk, trener Wybrzeża Rewalskiego Rewal.
Pozytywne zaskoczenie
Tu bez wątpienia trzeba zacząć właśnie od Wybrzeża Rewalskiego Rewal, bo ten klub stanął przed szansą napisania nowej historii, a ważny krok postawił właśnie teraz, kiedy obchodzi swoje 50-lecie. Drużyna występująca na co dzień na stadionie przy ulicy Leśnej w Niechorzu nigdy nie grała wyżej niż w czwartej lidze, do której wróciła w 2022 roku, po kilku kiepskich latach spędzonych w okręgówce, a nawet A klasie.
Wśród pozytywnych zaskoczeń trzeba wskazać także zespół Białych Sądów. Drużyna z niewielkiej miejscowości od początku świetnie weszła w sezon, przegrywając jesienią tylko z pierwszą czwórką i pod koniec rundy także z Iskierką Szczecin. Dobra postawa została nagrodzona piątym miejscem w ligowej tabeli.
Zaledwie dwie pozycje niżej znajduje się beniaminek - Ina Goleniów, która mimo trudności na początku rundy, później zaliczyła imponującą serię sześciu zwycięstw z rzędu. Od października pokonać ich zdołała tylko Gwardia Koszalin.
Największe rozczarowanie
W tym przypadku trudno nie zacząć jednak od Kluczevii Stargard. Jeden z dwóch największych faworytów do awansu, jesienią mocno utrudnił sobie zadanie. Kluczevia nie wygrała żadnego meczu z drużynami z pierwszej trójki. U siebie zremisowała z Gwardią i przegrała z Wybrzeżem, a w Koszalinie zremisowała z Bałtykiem. Dodatkowo sensacyjnie przegrała nie tylko z beniaminkiem z Dolic, ale także w wyjazdowym meczu z Mechanikiem Bobolice, choć do przerwy prowadziła dwoma bramkami.
Wśród największych rozczarowań trzeba również usytuować Orzeł Wałcz. Drużyna ta w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu prezentowała znakomitą formę, urywając punkty największym graczom w lidze. Wtedy uciekała przed spadkiem, co ostatecznie się udało i wydawało się, że w tym sezonie będzie lepiej. Ale tylko wydawało… Orzeł dzięki wygranej w ostatniej kolejce z Wieżą Postomino rzutem na taśmę wyrwał się ze strefy spadkowej i znajduje się tuż nad nią, na miejscu barażowym.
- Była to dla nas zła runda. Straciliśmy nasz atut, jakim była nasza twierdza w Wałczu. Na swoim boisku potrafiliśmy punktować nawet z najlepszymi zespołami w lidze. Zawsze walczyliśmy do końca, a w tym sezonie tego nie było. Nie wiem czym było to spowodowane, ale widzę, że wszystko idzie już ku lepszemu - ocenia Edwin Odolczyk, bramkarz Orła Wałcz.
Ligowe objawienie
Tutaj należy rozpocząć od Miłosza Stępnika. 16-letni napastnik Bałtyku Koszalin jest chyba największym wygranym letniej przebudowy i odmłodzenia składu. Bałtyk od dawna słynie ze świetnego szkolenia młodzieży, a Miłosz Stępnik jest tego idealnym przykładem. Młody zawodnik zdobył jesienią 11 bramek i znajduje się wśród czołowych strzelców, a mogło być nawet lepiej, jednak przytrafiła mu się dłuższa seria bez gola. Stępnik wywalczył sobie stałe miejsce w wyjściowym składzie, nabierając cennego doświadczenia i zwracając na siebie uwagę klubów z Ekstraklasy.
Wśród ligowych objawień, obok Miłosza Stępnika można chyba postawić też bardziej doświadczonego zawodnika, który jednak wszedł do ligi razem z futryną. Damian Banachewicz pomógł Inie Goleniów w szybkim powrocie do czwartej ligi, a teraz znacznie przyczynił się do jej wysokiej pozycji w tabeli. Napastnik beniaminka jest drugim strzelcem ligi i ma na koncie już 20 trafień. To ponad połowa wszystkich bramek Iny, która jesienią strzeliła 39 goli.
- To przede wszystkim zasługa drużyny, nie moja – mówi najlepszy strzelec Iny Goleniów – Moje bramki potwierdzają dobrą dyspozycję całego zespołu. Jeśli ma się obok zawodników, którzy potrafią dobrze dograć piłkę, to mi pozostaje tylko finalizować akcje. Drużyna mi ufa, dlatego koledzy szukają mnie podaniami na boisku – dodaje Damian Banachewicz.
Na kolejne czwartoligowe emocje trzeba poczekać do wiosny.
Łukasz Czerwiński